piątek, 31 grudnia 2010

brak pomysłu na tytuł


...i nic nie trzeba dodawać.
każdemu z Was - wszystkiego, co tylko do głowy strzeli, żeby ten rok był lepszy od poprzedniego i żeby zaczął się gorzej, niż się skończy.
i szczęścia, przede wszystkim. bo to najważniejsze.
no i sobie samej oczywiście też.

wtorek, 28 grudnia 2010

mimo, że jej usta się śmiały, miała najsmutniejsze oczy świata

Za dużo siedzę w książkach. W starych zakurzonych papierach. Niedługo sama będę istnieć tylko na papierze. To chyba nawet niezła opcja, zakopywać się w książkach, dopóki samemu nie stanie się ich częścią.

- Mam życzenie...
- Jakie?

(Miły jak nikt, Taniec Wampirów)

 Chcę sama napisać swoją historię. Od początku. Wybrać te rzeczy, których w rzeczywistości nie można wybrać. Te, które dostaje się odgórnie.

Marzyć i pisać wiersze, albo galopować z wiatrem... Nikt nie rozumie mnie tak, jak Ty!
(Schwarzer Engel, Elisabeth)

Nikt. Nie mam tego kogoś, kto rozumie mnie w całości, wszystkie moje wymysły ogólnie i z osobna.
Ale mam kilka osób, które rozumieją fragmentarycznie. Każda po kawałku. I z tych kawałków tworzy się całość.
Dlatego myślę, że mimo wszystko mogę się nazwać wielką szczęściarą.
Naprawdę Was kocham, wiecie? Nawet, jeśli za często Wam tego nie mówię, ani nie okazuję.

Nie chcę być posłuszną, poskromioną i wychowywaną;
(...) będziesz mnie chciała nawracać -
(...) zmusisz mnie tylko do ucieczki (...)!
(Ich gehör nur mir, Elisabeth)


Dziękuję. Za to, że przyjmujecie mnie taką, jaką jestem. Humorzastą, marudzącą, kapryśną, oderwaną od rzeczywistości. Za to, że nie próbujecie naginać/naprostowywać mnie do jakiegoś wzoru. I nie wyciągacie "do ludzi", "do świata".

Jesteśmy ostatnimi ze świata, z którego nie ma odwrotu...
(...) jesteśmy ostatnimi ze świata, który od dawna myśli o samobójstwie!
(Alle Fragen sind gestellt, Elisabeth)

Bo jednak nie chcę wychodzić ze świata, który już nie istnieje. Nie chcę i nie mogę. Wyjść - to jak zupełnie zmienić swoje poglądy, osądy, swój sposób myślenia, pojmowania i postrzegania. Niewiele jest zmian, których się boję. Ale ta napawa mnie największym przerażeniem, jakie do tej pory dane mi było przeżyć.

Nie chcę być zasypywania (...) życzeniami,
od stóp do głów taksowana spojrzeniami,
(...) będę bronić się, nim zniknę!
(Ich gehör nur mir, Elisabeth)

Chcę spokoju. Świętego, potępionego, nieważne. Nie życzę sobie, by ktokolwiek wpierdalał się z butami w moje życie, skoro ja jestem tak miła i tego nie robię. Szkoda, że wzajemność jest w tej kwestii niezmiernie rzadkim towarem.

Jeśli zechcę zatańczyć, to zatańczę na mój własny, niezwykły sposób,
na krawędzi przepaści, albo tylko w twoim spojrzeniu.
Czy zechcę zatańczyć i o tym, z kim zatańczę,
zadecyduję sama!
(Wenn ich tanzen will, Elisabeth)

Nakłaniaj mnie, proś, wierć dziurę w brzuchu, ja i tak zrobię po swojemu. Upierasz się przy swoim punkcie widzenia?
No to spróbuj mnie zmusić.

Chciałabym wejść na lód i przekonać się, jak długo mnie utrzyma.
Co cię obchodzi, czym ryzykuję?
Należę tylko do siebie!
(Ich gehör nur mir, Elisabeth)

Lubię ryzyko. Będę dalej balansować na krawędzi alienacji od świata. Nawet jeśli zdecyduję się na powolne zamurowywanie się za ścianą z mrzonek, iluzji, wyobrażeń o przeszłości, marzeń o księciu na białym koniu (tak, napadają mnie od czasu do czasu takie bluźniercze myśli) i takim czasie i miejscu, w którym nikt nie wtrącałby się w sprawy kogoś innego bez przyczyny, nie sądzę, by wyszło mi to na złe.

A propos ostatniej cegiełki - nika napisała u siebie, że taki idealny świat byłby straszny - nie byłoby nic, przeciwko czemu można by się zbuntować, przeciwko czemu podjąć walki. Podpisuję się obiema łapami przednimi i tylnymi.

Wracam do swoich papierów. Mam do przeczytania stosik książek wysokości metra, czy to nie piękne? Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem miałam tyle do przeczytania. I prawie już zapomniałam, jaka to uciecha.

Z ostatniej chwili. Nencia sprawiła, że mój Inwencyja szanowny mówi głosem Ołówskiego. Czyż to nie jest kochane? Z takimi przyjaciółmi nie mam powodu, żeby się odgrzebywać!



Die Schatten werden länger,
Es wird Abend, eh’ dein Tag begann.
Die Schatten werden länger,
Mit dir stirbt die Welt, halt dich nicht fest daran...

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Strach czai się w dzień, aby wyskoczyć w nocy, czyli nie mieszczę się w głowie z samą sobą.

Horacy, wśród wielu wartych uwagi słów, powiedział: kto żyje w strachu, nie będzie dla mnie nigdy wolny. Przeczytałam i zmartwiałam, bo w pierwszej chwili słuszności dostrzegłam w tym wiele - więc nie mogę mienić się człowiekiem wolnym, nie mogę twierdzić, że mam udział w wartości, którą uznaję za najwyższą.


W tym miejscu chcę bardzo podziękować Hikaru za cierpliwe wysłuchanie i pomoc w dojściu do właściwego wniosku. Jestem Twoim dłużnikiem.

W ostatniej swojej notce wytrząsałam się nad dzisiejszą młodzieżą i, już w komentarzach, na mentalność masy.
I tej samej nocy, kręcona po łóżku przez demona bezsenności, pozwoliłam sobie na zwątpienie.
Bo nie da się ukryć, że ludzie z tego tłumu bez indywidualności mają dużo łatwiej. Wystarczy przecież w odpowiednim momencie krzyczeć, w odpowiednim momencie gwizdać i w odpowiednim momencie ryknąć śmiechem. To takie proste.
A obsesyjne dążenie do całkowitej niezależności... ostatnio wgłębiłam się w biografię pewnej osoby, która, mimo pewnych różnic, miała charakter łudząco podobny do mojego (tak, wiem, że porównywanie się do legendy to w pewnym sensie świętokradztwo, a już na pewno objaw ogromnej pychy - ale nigdy nie zaprzeczałam, że świętość to pojęcie do bólu względne i że jestem pyszałkiem). Taki sam egoizm, ta sama potrzeba bycia wolną i nieograniczoną przez nikogo w jakikolwiek sposób, to samo lekceważenie konwenansów i tego, co ludzie pomyślą. Owa osoba (niektórzy już pewnie wiedzą, o kim piszę) stawiała swoją wolność na pierwszym miejscu przez całe życie... i przez całe życie była strasznie nieszczęśliwa.
Kiedyś, zapytana, jak wyobrażam sobie swoje życie, odparłam z powagą chcę być szczęśliwa. Czy ciągłe odstawanie, zbywanie osób usiłujących nawrócić mnie na normalność i odgrywanie roli wystającego gwoździa nie jest po prostu głupotą? Zbędnym wysiłkiem, który i tak prawdopodobnie pójdzie na marne?


Mam do wyboru mniejsze zło, bo i tak jest źle, i tak niedobrze.


Po następnej nocy spędzonej na intensywnych przemyśleniach temat wypłynął sam podczas pewnej rozmowy na gg. Pozwolę sobie przytoczyć fragment (mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe):


:: ile to ja razy usłyszałam "zacznij się zachowywać jak inni"
:: e, tego nie warto słuchać. tak mi się przynajmniej w tej chwili wydaje.
:: Nie warto. Tym bardziej, ze ja bym się na przykład cholernie unieszczęśliwiła.Chciałbyś zacząć słuchać hip hopu i interesować się "literaturom popularnom"?
:: nie... ale mam wrażenie, że i tak źle, i tak niedobrze.
:: Dlaczego?
:: pisałam, ze się boję, nie?
:: Tak.
:: bo teraz, skoro mam porównanie... ona całe życie odstawała, bo chciała żyć po swojemu. i całe życie była nieszczęśliwa.
i tak źle, i tak niedobrze.
ale jednak chyba lepiej unieszczęśliwiać się, będąc w zgodzie ze sobą, niż zadawać sobie gwałt.
:: Bo to drugie to podwójne unieszczęśliwienie.

A z powyższego wypływa pierwsza zasada Nibowej Egzystencji:

Życie w zgodzie z samym sobą, choćby w strachu, to ogromne szczęście, które można i należy mienić wolnością - bo ma się odwagę twierdzić, że dwa i dwa to cztery. A z tego wynika reszta.

A pana Orwella ogłaszam Mistrzem, któremu Horacy do pięt nie dorasta.

piątek, 17 grudnia 2010

o wierze w młodzież i o tym, jak to pozory cholernie mogą mylić.

Przez dwa bite lata moja była łacinniczka powtarzała tonem nieznoszącym sprzeciwu, że przecież "jesteśmy w DOBREJ szkole". Moja wiara w owo wygłaszane autorytatywnie stwierdzenie zaczęła więdnąć dosyć szybko (już na początku listopada, o ile pomnę), jednak jej szczątki trzymały się zadziwiająco długo i zostały całkowicie starte z powierzchni Ziemi dopiero dzisiaj.
Na hasło "dobra szkoła" jedno z pierwszych skojarzeń to "selekcja". Porządny odsiew, przez który przechodzą ludzie myślący, którzy naprawdę coś sobą reprezentują.

Ha ha ha. Dobre sobie.

Mamy taki oto obrazek: ósma godzina lekcyjna w tak zwanym dobrym liceum ogólnokształcącym, klasa o profilu będącym chlubą i wizytówką w/w szkoły. Język polski, z racji późnej pory i ogólnego zmęczenia oglądają film, tytuł zazwyczaj obojętny, tym razem jednak istotny, mianowicie Wichrowe Wzgórza. Na calutką w/w klasę książkę przeczytała jedna osoba, nie mamy za złe, musu nie ma. Zaczyna się, przez ekran przesuwają się napisy, przechodzimy do rzeczy.
I natychmiast zaczynają się komentarze. Wielce niepochlebne. Mało niepochlebne, miażdżące.
Uważam się za osobę tolerancyjną. Wyznaję zasadę nie wpierdalaj się z butami w moje życie i w moje opinie, i czuję się zobowiązana do wzajemności. Obiema łapami podpisuję się pod stwierdzeniem Nifa, że o gustach można, a nawet należy dyskutować w najmocniejszych słowach. Można wyrażać się o książce/filmie/piosence/czymkolwiek jak o czymś najgorszym na świecie. Można. Tyle, że z inteligencją. Polot również bardzo mile widziany.
To naprawdę niesamowite uczucie, kiedy ludzie, których uważało się za kulturalnych i nie będących motłochem w ścisłym znaczeniu tego słowa, zaczynają wywrzaskiwać ordynarne, żałosne i prostackie wyrażenia (typu "oooo, rumun!", "ale brudas!") na widok Heathcliffa i ryczą ze śmiechu, kiedy ów Heatcliff dostaje porządny łomot tylko dlatego, że ośmielił się pokazać się w pokoju podczas zabawy jaśnie państwa, by spojrzeć na Katarzynę. Miałam wrażenie, że oglądam Hindley'a pomnożonego dobrych kilka razy (a podczas lektury niemal cały czas miałam ochotę porządnie obić mu mordę).
Żałosne resztki mojej wiary w ludzi przyszły kwiat polskiej inteligencji umarły, zostały wdeptane w ziemię, spalone i wystrzelone z armaty. Jeżeli tak mają wyglądać ludzie światli za x lat, to ja dziękuję, postoję, zachowam moje zaściankowe poglądy i niezłomne przekonanie o tym, że chamstwo i wulgarność NIE SĄ zabawne.
Uroczyście i oficjalnie oświadczam, że wypieram się jakichkolwiek związków z dzisiejszą młodzieżą. Urodziłam się w roku 1922, jestem stetryczałym, pokrytym kurzem i porośniętym pajęczynami starym piernikiem, któremu ze swoją zdziwaczałością jest bardzo dobrze.

Twoja ignorancja czy moja pycha? Sam już tego dobrze nie wiem. Nie ujęłabym tego lepiej, Pidżamo. Wracam do plątania swojej kociej kołyski, a wszystkim chamom i prostakom dedykuję z najserdeczniejszymi pozdrowieniami Twoją Generację .

czwartek, 16 grudnia 2010

coś w rodzaju wstępu.

Bo wstępem pełną gębą stanowczo nie mogę tego nazwać.Wstępy zazwyczaj są nudne i służą wyłącznie do polania wody na dzień dobry, a ja, choć czynię to nagminnie, stwierdziłam, że będę oryginalna i się streszczę. i tak, nie bardzo wiem, o czym teraz napisać.
Ale do rzeczy. Blog niniejszy założony został z głębokiej potrzeby okazjonalnego powywnętrzania się na forum bardziej ogólnodostępnym niż komunikatory, proszę zatem usiąść wygodnie i przygotować się na zalew narzekania, marudzenia, wybuchów zarówno radości, jak i wściekłości, nieco problemów egzystencjalnych oraz rozważań nad stopniem skomplikowania tego najwspanialszego ze światów.
uprzejmie dziękuję za poświęcony mojej pisaninie czas, cierpliwość i uwagę.